Prawdziwa
przyjaźń
Sala
chemiczna znajdowała się na końcu bocznego korytarza, który
prowadzi do sali gimnastycznej.
Weszłam
do pokoju przed Fred'em. Pomieszczenie było duże. Na ścianach
znajdowało się mnóstwo plansz chemicznych, a na całej tylnej
ścianie był namalowany układ okresowy pierwiastków.
Namalował
go nasz pięćdziesięcio siedmio letni nauczyciel plastyki, który w
młodym wieku ukończył specjalną szkołę artystyczną i zdobywał
uznanie w oczach innych.
W
sali znajdowały się trzy rzędy ławek, po siedem w każdym. Przed
nimi stał jeden wielki, długi stół do przeprowadzania
eksperymentów. Góra stołu pokryta była łososiowymi kafelkami, a
na nim leżał podręcznik nauczycielki.
Usiadłam
wraz z Fred'em w trzeciej ławce w środkowym rzędzie. Wyciągnęłam
z mojej brązowe, skórzanej, przedartej torby książki i zeszyt.
Położyłam je w rogu ławki.
Zabrzmiał
dzwonek.
Rozglądałam
się po klasie w poszukiwaniu Kate, ale nigdzie jej nie dostrzegłam.
Pani Watson weszła do sali.
- Witam
wszystkich!
- Dzień
dobry! - odpowiedzieliśmy tłumem.
- Otwórzcie
podręcznik na stronie sześćdziesiątej pierwszej i przepiszcie
temat do zeszytu.
Nie
słuchałam. Spoglądałam tylko w stronę okna i zastanawiałam się,
gdzie może być osoba, która od dłuższego czasu krążyła w
moich myślach.
Nagle
do sali weszła dziewczyna w długich, blond włosach. To była Kate.
Ubrany miała czarny top, koronkową, białą spódniczkę i
dżinsową, krótką kurtkę. Na nogach miała czarne baleriny, a na
ramieniu przewieszoną czarną, elegancką torbę.
- Dzień
dobry. Przepraszam za spóźnienie. - powiedziała.
- O,
Kate nic się nie stało. Usiądź na wolnym miejscu. - pani Watson
w ogóle nie była wzruszona tym, że uczennica spóźniła się na
jej lekcję, która mieliśmy tylko raz w tygodniu.
Uważałam
panią Watson za nauczycielkę, która dużo wymaga i nie jest zbyt
miła dla swoich uczniów. W wypadku Kate wydała się inna. Zresztą
co się dziwić jej mam jest na pozycji.
Nagle
zaczęłam się cała trząść. Coś mnie tknęło i złapałam
Freda za rękę. To było cudowne uczucie, gdy on ścisnął ją
jeszcze bardziej. Zdecydowałam się ją wycofać, ale on szepną mi
do ucha.
- Nie
zabieraj jej. Nic ci nie zrobię.
Uśmiechnęłam
się do niego, a on odwzajemnił mi go swoimi pięknymi, prostymi,
bielutkimi zębami.
I
tak siedzieliśmy do końca lekcji.
Zabrzmiał
dzwonek na przerwę.
Wyszłam
na korytarz wypełniony mnóstwem zdjęć zawodników naszej drużyny
szkolnej koszykówki.
- Emily,
zaczekaj! - usłyszałam głos Kate zbliżający się do mnie. -
Stój!
- Czego
chcesz?! - odwróciłam się z wyrzutami.
- Jesteś
na mnie zła?
- Nie,
no wiesz tylko tak sobie dzisiaj wstała lewą nogą i nie mam
humoru. - powiedziałam. - Ty nic nie rozumiesz. Gdy wyjedziesz nie
zostanie mi już nikt. Nie będę miała dla kogo żyć, ty
dotychczas podtrzymywałaś mnie przy życiu.
Ulżyło
mi. Teraz wiedziałam, że wyrzuciłam wszystko co mi leżało na
sercu.
- Emily,
ja nie wiedziałam. - usta całkowicie jej posmutniały.
Nie
miałam siły się już z nią kłócić.
- Ale
będziemy się kontaktować. Dzwonić, gadać na Skype i pisać na
Gadu-Gadu czy Facebooku.
- No
dobrze już. - odpuściłam.
Oby
dwie ruszyłyśmy w stronę sali gimnastycznej. Po drodze dołączył
do nas Fred.
- Cześć
dziewczyny.
- No
co tam u ciebie słychać? - spytała się go Kate.
- Słyszałem,
że wyjeżdżasz do wielkiego miasta. - dzisiaj był w wyjątkowo
dobrym humorze.
- Widzę,
że wieści się szybko rozchodzą.
Odpowiedziałam
jej uśmiechem.
Weszłyśmy
do szatni dziewczyn.
Swietne. Czekam na kolejny rozdzial.
OdpowiedzUsuń